14/2/2013 0 Comments Historia o Walterze i Helgundzie. Było bowiem w owych czasach w królestwie Lechitów miasto przesławne, otoczone wysokimi murami, o mianie Wiślica, którym kiedyś w pogańskich czasach władał Wisław Piękny; pochodził on z rodu króla Pompiliusza. Również z tego rodu pewien komes, podobno niezwykle silny, imieniem Walter Krzepki, który w polskiej mowie zwał się Walter Udały i miał gród Tyniec niedaleko Krakowa, gdzie teraz znajduje się opactwo Św. Benedykta założone przez króla Polaków, czyli Lechitów, Kazimierza Mnicha, pojmał go w jakimś zbrojnym rokoszu i osadził w więzieniu, i w lochach wieży tynieckiej nakazał trzymać pod szczególną strażą. Ów Walter miał za żonę pewną szlachetną damę o imieniu Helgunda, narzeczoną syna pewnego króla Alemanów i córkę króla Franków, którą uprowadził do Polski podobno potajemnie, narażając się na wielkie niebezpieczeństwa. Kiedy bowiem syn pewnego króla alemańskiego dla nauczenia się dobrych obyczajów przebywał na dworze króla Franków, ojca wspomnianej Helgundy, Walter, jako że miał umysł bystry i zapobiegliwy, widząc, że królewska córka Helgunda zapłonęła miłością do syna króla alemańskiego, przekupił miejskiego strażnika, by ten nie zechciał go zdradzić, i pewnej nocy wdrapawszy się na mury grodu zaśpiewał tak słodką pieśń, że na dźwięczne brzmienie jego głosu królewna wraz z pozostałymi dziewczętami zbudziła się, wyskoczyła z łoża i zapomniawszy o pokrzepiającym śnie stała wsłuchana w najmilszy śpiew, dopóki śpiewak zawodził swą pieśń. A kiedy nastał ranek, Helgunda nakazuje wezwać strażnika i uporczywie dopytuje się, kto by to był. Ten nie chcąc wydać Waltera utrzymywał, że w ogóle go nie zna. Ale kiedy przez dwie następne noce młody Walter skradając się robił to samo, Helgunda nie mogła już dłużej tego znieść i groźbami zmusiła strażnika, by odkrył śpiewaka. A ponieważ odkryć nie chciał, rozkazała wydać na niego wyrok śmierci. Kiedy więc strażnik wyznał, że to śpiewał Walter, ona zapałała do niego gorącą miłością i w zupełności przychyliła się do jego życzeń wzgardziwszy pod każdym względem synem alemańskiego króla. Alemański królewicz zaś widząc, że Helgunda haniebnie go odrzuciła, a swe serce otworzyła dla Waltera, wielką rozgorzał do Waltera nienawiścią. Wraca do ojca, obsadza wszystkie miejsca przepraw na rzece Ren i poleca bacznie pilnować, aby nie przewieziono z dziewczyną nikogo, chyba że zapłaci grzywnę w złocie. Po upływie pewnego czasu Walter i Helgunda szukają sposobności do ucieczki; a kiedy znaleźli ją i kiedy nadszedł oczekiwany dzień, uciekają. Lecz gdy już znaleźli się szczęśliwie na brzegu rzeki Renu, przewoźnicy za przeprawę zażądali grzywny z złocie, i, choć ją otrzymali, powiedzieli, że ich nie przewiozą, dopóki nie zjawi się alemański królewicz. Lecz Walter wiedząc, że zwłoka sprowadzi niebezpieczeństwo, w jednej chwili dosiada rumaka, Helgundzie nakazuje usiąść za sobą i wskakując do rzeki przeprawia się rychlej niż strzała. A gdy już nieco oddalił się od Renu, usłyszał za sobą krzyczącego Alemańczyka, który go ścigał i wołał znajomym głosem: "Ty, zdrajco! To tak milczkiem umknąłeś z królewską córką i przedarłeś się przez Ren nie płacąc myta! Stańże, stań i stoczmy pojedynek, a ten, kto zwycięży, zatrzyma i konia, i broń, i Helgundę." Odpowiadając bez lęku na jego słowa Walter powiedział: "Kłamstwem jest, co mówisz, bo i przewoźnikom dałem grzywnę w złocie, i królewskiej córki nie porwałem siłą, tylko wziąłem ze sobą jako towarzyszkę, bo sama chciała jechać ze mną." A gdy to powiedział, obaj nieustraszeni godzą w siebie wzajemnie włóczniami. Kiedy złamały się włócznie, nacierają na siebie mieczami i po męsku próbują sił. Ale ponieważ Alemańczyk widział przed sobą naprzeciwko postać Helgundy, i jej widok znacznie dodawał mu sił, zmuszał Waltera do cofania się tak długo, aż ten cofając się zobaczył Helgundę. Ujrzawszy ją zaparł się w miejscu płonąc i niewiarygodnym wstydem i wielką do niej miłością, a odzyskawszy siły natarł mężnie na Alemańczyka i zabił go w jednej chwili. Zabrawszy jego konia i broń podjął dalszą drogę i powrócił do ojczyzny promieniejąc triumfem podwójnym - radosnym i zaszczytnym. Kiedy przybył do grodu tynieckiego po szczęśliwie, pomyślnie i z powodzeniem odbytej podróży i przez pewien czas dla poprawy zdrowia postanowił wypocząć, jego bliscy skarżąc się oznajmili mu, że w czasie jego nieobecności Wisław Piękny, książę Wiślicy, wyrządził im różne krzywdy. Rozumiejąc, że one go ciężko obrażają, z zemsty powstaje przeciw Wisławowi i, jak przedtem powiedziano, wreszcie z nim walczy, zwycięża go, a zwyciężywszy, oddaje więźnia pod straż w lochach wieży zamku tynieckiego. Gdy upłynął czas jakiś, Walter przemierza znowu dalekie krainy i zwyczajem rycerzy uprawia sztukę wojenną. A kiedy ubiegły już dwa lata bez jego obecności, Helgunda brakiem męża bardzo przygnębiona poczuła chęć zwierzenia się pewnej młodej swojej powiernicy i ze spuszczonymi oczami powiedziała, że "ani nie są wdowami, ani mężatkami"; odnosiło się to do tych, które złączyły się małżeństwem z mężami dzielnymi, chętnymi do bitew i wojen. Powiernica zaś odrzuciwszy wstyd towarzyszący zdradzie, pragnie dopomóc swej pani w żałosnej niedoli, której doznawała tak długo, oznajmia [więc], że w wieży więziony jest Wisław, książę Wiślicy, o wspaniałej budowie, ponętnym ciele, pięknym wyglądzie; doradza, nędzna, aby Helgunda w czasie ciszy nocnej kazała wyciągnąć go z wieży, a gdy już nacieszy się upragnionymi uściskami, po cichu odesłać go znowu do lochów. Tej przypadają do smaku rady powiernicy i choć niepokoi się groźnymi skutkami, nie lęka się narazić życia i dobrego imienia. Poleca wydobyć Wisława z czeluści więziennych, a zobaczywszy, jak wielkiej jest urody, wpada w podziw i zachwyt. Już nie odsyła go do lochów wieży, lecz, co więcej, związuje się z nim przymierzem i przyjaźnią, łączy nierozerwalnym węzłem miłości i, porzuciwszy raz na zawsze łoże własnego męża, postanawia uciec do Wiślicy. W ten sposób Wisław wraca do siebie z przekonaniem, że odniósł podwójny triumf. Był to jednak triumf, który miał obojgu przynieść zgubę i śmierć. Gdy niedługo potem wracał Walter do swego grodu, mieszkańcy wypytywali go, czemu to Helgunda nie wyszła przynajmniej przed wrota zamku, by ucieszyć się z jego przybycia. A kiedy dowiedział się od nich, jak to Wisław wspomagany przez zaufanych strażników wydostał się z głębi wieży i jak uwiózł ze sobą Helgundę, wpadł w straszny, szaleńczy gniew i pospieszył natychmiast do Wiślicy, bez lęku narażając siebie i swoje dobro na nieprzewidziane wypadki. Do miasta Wiślicy wkracza niespodzianie; Wisław zaś właśnie poza miastem bawił na polowaniu. Kiedy Helgunda zobaczyła go w mieście, pospiesznie wybiegła mu na przeciw i padając twarzą do ziemi zrozpaczona żaliła się, że Wisław porwał ją przemocą. Namówiła Waltera, aby ukrył się w jego domu obiecując zaraz na skinienie oddać mu Wisława w ręce. Ten ufa zwodnicy i ulegając zdradzieckiej namowie wchodzi do strzeżonej komnaty, gdzie ujęty przy pomocy Helgundy oddany zostaje Wisławowi. Cieszą się więc Wisław i Helgunda, długo klaszczą z radości, że już po raz trzeci szczęśliwie im się udało. Najmniej zważają, jak skończy się ta uciecha, choć takich jak oni często zagarnia smutek śmierci. I nie chciał [Wisław] trzymać go w lochu pod strażą, ale postanowił gnębić go czymś więcej niż brudnym więzieniem. Nakazał bowiem rozkrzyżować mu ręce, naciągnąć mocno szyję i stopy i związanego przykuć żelaznymi klamrami do ściany w komnacie jadalnej. W tej to komnacie też polecił przygotować sobie łoże i tam w letnim czasie, w południe oddawali się z Helgunda beztrosko igrom miłosnym. Miał zaś Wisław rodzoną siostrę, której z powodu brzydoty nikt nie chciał za żonę. Gdy chodziło o straż przy Walterze, ufał jej bardziej niż innym strażnikom. A ona, bardzo współczując Walterowi w mękach, wyzbyła się zupełnie wstydu dziewczęcego i zapytała go, czy zechciałby ją mieć za żonę, gdyby pomogła mu w niedoli i uwolniła go z okowów. On obiecuje i potwierdza przysięgą, że, dopóki mu życia, będzie ją darzył miłością małżonka, a z jej bratem Wisławem, jak tego żąda, nie będzie nigdy walczył mieczem. Namawia ją także, aby z sypialni brata wykradła jego miecz, przyniosła go i rozcięła nim więzy. Ona po chwili przyniósłszy miecz, tak jak Walter kazał, odcina od każdej klamry, czyli żelaznego uchwytu, wiązanie na samym końcu, a miecz chowa między plecy Waltera i ścianę, aby tym bezpieczniej mógł wyjść, kiedy tylko nadarzy się sposobna chwila. Ale on czeka do południa dnia następnego. Kiedy Wisław i Helgunda na łożu w komnacie jadalnej darzyli się wzajemnie wśród pieszczot uściskami, Walter niespodziewanie zwrócił się do nich mówiąc: "A jakby się to wam spodobało, jeślibym wolny od więzów, z mieczem moim dźwięcznym w dłoni stanął przed waszym łożem i zagroził, że zbrodnię pomszczę?" Na te słowa zamarło serce Helgundy i drżąc powiedziała do Wisława: "Biada, panie! Twego miecza w naszej sypialni nie znalazłam, a zajęta twymi pieszczotami zapomniałam ci rzec o tym." A na to Wisław: "Choćby się posłużył dziesięcioma mieczami, bez sposobów kowali, żelaznych klamer przeciąć by nie zdołał." Kiedy oni tak gwarzą ze sobą, spostrzegają, że Walter wolny od więzów wyskakuje potrząsając mieczem, staje przed łożem i w jednej chwili obrzuciwszy ich przekleństwami dłoń z mieczem podnosi wysoko do góry i własnemu mieczowi Wisława pozwala spaść na oboje; ten zaś spadając przeciął ich na pół. Tak to obmierzły żywot każdego z nich spotkał jeszcze nędzniejszy koniec. A grobowiec tej Helgundy wykuty w skale grodu wiślickiego wszystkim, którzy pragną go zobaczyć, pokazują jeszcze do dziś. Wg wydania: Kronika wielkopolska, tłum. Jan Sękowski, "By czas nie zaćmił i niepamięć". Wybór kronik średniowiecznych, oprac. Antonina Jelicz, Warszawa 1979, s. 82-85 Źródło: http://staropolska.pl/sredniowiecze/dziejopisarstwo/Wielkopolska.html
0 Comments
13/5/2011 0 Comments Sandomierski Desperado.Był totalnym outsiderem. Za nic miał dynastyczne spory i domowe waśnie. Ani mu w głowie była rodzina i spadkobiercy tronu. Interesowało go jedno: walka z poganami nawet za cenę śmierci. W końcu się udało. Henryk Sandomierski, jeden z najbardziej oryginalnych ludzi polskiego średniowiecza, zginął podczas krucjaty z rąk Prusów. To jedna z najbardziej tajemniczych, a zarazem niezwykłych postaci dwunastowiecznej Polski. Przedostatni z pięciu żyjących w owym czasie synów Bolesława Krzywoustego, przez całe życie stał na uboczu politycznych rozgrywek o władzę. Nigdy nie starał się być zwierzchnim władcą całej Polski. Mało tego: nie znosił, gdy nazywano go księciem – swym rycerzom i poddanym kazał określać się mianem „syna księcia Bolesława” bądź „rodzonym bratem Bolesława”. Nawet wtedy, gdy po powrocie z Ziemi Świętej jego autorytet i pozycja bardzo wzrosły. Może właśnie dlatego został przez mistrza Wincentego Kadłubka potraktowany nader lakonicznie; w całej kronice poświęcono mu aż... dwa bezbarwne zdania. Zachowane źródła na temat Henryka są tak skromne, a los młodego księcia tak skrzętnie pomijany, że wiele w tej historii musimy dopowiadać. Na szczęście mamy również inne poszlaki, które pozwolą nam zrekonstruować dzieje tego fascynującego rycerza. W POGONI ZA KRÓLEM ARTUREM. Henryk do 1144 r. wychowywał się w Łęczycy pod okiem matki. Zamiast uczestniczyć w zajadłych walkach trzech najstarszych braci, zakończonych wygnaniem z kraju Władysława, kilkunastoletni książę słuchał opowieści o legendarnym królu Arturze. Z każdym kolejnym rokiem upewniał się, że chce stać się jego godnym wcieleniem... By zostać idealnym rycerzem, należało jeszcze wyruszyć na wyprawę przeciwko niewiernym. I tu los okazał się wyjątkowo przewrotny. Możliwe, że po śmierci matki Henryk, widząc, do czego doprowadzały wojny domowe, nabrał obrzydzenia do waśni rodzinnych. Jan Długosz wspomniał, że jeszcze przed wygnaniem seniora bacznie obserwował jego „bezbożne” awantury na Rusi, gdzie się „nie poprzestając na łupach, grabieżach, niezliczonych bezprawiach, gwałciło kobiety i dziewczęta nawet ze znakomitych rodów; w barbarzyńskim szale mordowało i zadawało męki wielu ludziom [...]”. Powstały wtedy uraz mógł u Henryka spotęgować nienawiść do bezlitosnych hord pogan oraz niechęć do feudalnego podziału społeczeństwa. Odtąd jedynie „przejmowała go troska o sprawy wyższego rzędu, a jego wielkoduszny umysł gardził [rzeczami] ziemskimi i niskimi”. Po zakończeniu walk w 1146 r. dwaj starsi bracia potraktowali Henryka bez życzliwości i wydzielili mu mało istotną dzielnicę sandomierską. Gdy do Polski wiosną 1147 r. na czele armii niemieckiej wkraczał Konrad III, by osadzić na tronie Władysława, Mieszko Stary i Bolesław Kędzierzawy szybko ukorzyli się przed sąsiadem. Zawarto układ pokojowy, na którego podstawie wymieniono jeńców, a piastowscy juniorzy złożyli królowi hołd i obiecali zapłacić trybut w zamian za odroczenie powrotu Wygnańca. Dodatkowo, w ramach zastawu, oddali Sandomierczyka na niemiecki dwór. Nie przypuszczali chyba, jak wielką mu sprawią przyjemność; że ta wizyta w Niemczech stanie się preludium niezwykłej kariery. Całkiem prawdopodobne, że nastoletni Henryk widział w cesarzu legendarnego Artura, a jego zamek uznał za baśniowy Camelot. Wiele wskazuje, że wraz z innymi, pobudzony słowami sławnego mistyka Bernarda z Clairvaux, przyjął krzyż, znajdując się tym samym w kręgu przygotowań do 2. wyprawy lewantyńskiej. Kto wie, czy aż nadto nie wziął sobie do serca poglądów niezwykłego kaznodziei, głoszącego: „Raduj się rycerzu, jeśli żyjesz i walczysz dla Pana, ale raduj się tym bardziej i składaj podzięki, jeśli polegniesz i połączysz się z Panem”. KRUCJATA DO ZIEMI ŚWIĘTEJ. Spełnienie młodzieńczych marzeń o wielkiej przygodzie zdawało się coraz bardziej realne. Henryk prawdopodobnie wierzył, iż udział w krucjacie upodobni go do mitycznego króla Artura. Kiedy więc usłyszał o przygotowaniach do wyprawy, gołowąsy książę przywdział błyszczącą i nieużywaną dotąd zbroję, siadł na rumaka i rozpoczął wędrówkę. Co prawda w owym czasie przebywał w Niemczech także wygnany Władysław, ale w krucjacie raczej nie wziął udziału. Polscy rycerze dołączyli do oddziału prowadzonego przez księcia czeskiego Władysława II i jego brata Henryka. Sandomierczyk był bowiem z nimi blisko spokrewniony (ze strony matki), a wszyscy mówili podobnym językiem. O czym mógł marzyć pierwszy Polak-krzyżowiec? O czym myślał, kierując się ku Jerozolimie? Zapewne jak wszyscy wierzył w ideę odzyskania Ziemi Świętej. Skoro godny cel widziały w tym tysiące feudałów, dziesiątki kaznodziejów, a nawet sam papież, to cała eskapada musiała być warta niejednej duszy. Wieczorami przy ogniskach mógł słuchać historii o tym, jak okrutny Emir Mossulu zjednoczył pod swym panowaniem kilka państewek muzułmańskich, a nawet zdobył hrabstwo Edessy – jedno z czterech państw założonych przez krzyżowców. Po opuszczeniu Węgier i Bułgarii, z każdym kolejnym gorącym dniem lata 1147 r. krzyżowcy zbliżali się do Anatolii. Oczy Henryka zapewne pochłaniały każde malownicze miejsce; wszystko tutaj było inne, począwszy od strojów, a skończywszy na świątyniach ze złotymi dachami. Zabawiwszy nieco w Konstantynopolu, żądni przygód krzyżowcy cesarza Konrada III w październiku ruszyli w kierunku rzeki Bathys. Podniecony Henryk wierzył, iż lada moment stanie się żywą legendą chrześcijańskich krucjat. A jednak dumny niemiecki król, nie chcąc z nikim dzielić się sławą zwycięstwa, ruszył sam na czele niemieckich wojsk, zostawiając Henryka i Polaków w tyle. Suche i gorące powietrze oraz wielokilometrowy marsz zrobiły swoje. Na zmęczonych wojowników uderzyła cała armia seldżucka. Nim przybyła polsko-czeska odsiecz, tysiące krzyżowców poległo. Makabryczny obraz setek ciał bez głów i rąk, piach czerwony od krwi i jęk agonii musiały na Henryku zrobić wrażenie. Przeżyli tylko nieliczni, w tym monarcha niemiecki, który pod osłoną nocy nakazał odwrót do Nikei. Po kilku tygodniach kuracji, gdy część żołnierzy była w stanie walczyć, grupa przekupionych Greków wypiekająca chleby otruła Niemców, dorzucając do mąki wapno. Polski książę zmienił obóz i w Konstantynopolu, wraz z Czechami i Francuzami, złożył przysięgę wasalną cesarzowi bizantyjskiemu, Manuelowi Komnenowi. Ponieważ ten ostatni zwlekał z podjęciem decyzji, młodzi feudałowie przekonali króla francuskiego Ludwika, by ruszyć w głąb Anatolii. Spragnieni zemsty, zaślepieni religijną nienawiścią, nawet nie spostrzegli czyhającej zasadzki. Straciwszy wielu żołnierzy, postanowili założyć obóz i poczekać. Niedoświadczenie w boju i brak znajomości obcego kraju dały szybko znać o sobie; nękani przez pustynne burze tracili kolejnych towarzyszy. Monarcha francuski, mając pod sobą głodujących żołnierzy, których morale zaczęło upadać, przekazał dowództwo jednemu z mistrzów zakonu templariuszy. Nie pomogło. Rozbita armia, a raczej jej słowiańska część dotarła do twierdzy Krak de Chevaliers w syryjskim hrabstwie Trypolis, a stamtąd z końcem wiosny 1148 r. skierowała się do Akki i Konstantynopola. Nie do końca zadowoleni z siebie Władysław Przemyślida i Henryk Sandomierski zdecydowali o powrocie do domu. Spędziwszy zaledwie kilka miesięcy w księstwie sandomierskim, pełnoletni już Henryk począł nakłaniać Mieszka do założenia w wielkopolskiej wsi Łekno klasztoru cystersów. Jesienią 1149 r. dołączył do Bolesława, przygotowującego się do wyprawy na Ruś Kijowską. Po kilku zwycięstwach, zadowolony powrócił do swojej dzielnicy. PALESTYNA I JOANNICI. Sandomierczyk jednak nadal odczuwał spory niedosyt; marzyła mu się kolejna i samodzielna wyprawa. Wedle Długosza „szczególnym jego pragnieniem było udać się z możliwie jak największym wojskiem na pomoc Ziemi Świętej, o której odzyskanie zabiegali w tym czasie królowie i książęta katoliccy”. Niebawem to marzenie miało się spełnić. Henrykowi udało się uzbierać fundusze na zbrojną pielgrzymkę i z początkiem wiosny „dobrał sobie rycerzy z ochotników i przeprawił się do Ziemi Świętej”. Najprawdopodobniej książę wybrał tradycyjny szlak krzyżowców przez Belgrad, Nisz, Filipopolis, Adrianopol, aż do Konstantynopola. Dalszą drogę pokonali na statkach: „Gdy szczęśliwie dotarł do Ziemi Świętej i uczcił Grób Święty, przyłączył się do wojska króla jerozolimskiego, Baldwina”. Polscy rycerze wzięli udział w oblężeniu twierdzy Askalon, położonej nieopodal Morza Śródziemnego. Według relacji Wilhelma z Tyru, wiosną i latem 1153 r. do najznamienitszych wojsk jerozolimskich i zakonów rycerskich dołączyły liczne hufce zbrojnych pielgrzymów z Europy. Oblężenie przeciągało się: „Wróg niezdolny do wytrzymania takiego natarcia, zawsze zdołał się wycofać [za mury] i uniknąć uderzenia, tak że nasi żołnierze, nikogo nie mając przed sobą, musieli zawiedzeni zawracać”. Henryk może i zostałby w Ziemi Świętej nieco dłużej, ale „spędziwszy tam cały rok, padła część jego żołnierzy, częściowo po walkach, częściowo wskutek niedogodnego klimatu”. Na podstawie zachowanych dyplomów można nawet wymienić kilku rycerzy z jego gwardii przybocznej: Marcina, Ottona, Wszebora, Męcinę, Racibora, Wita i Krystyna, którzy wraz z księciem powrócili do kraju w 1154 r. Jednak to Sandomierczyka oznaczono nimbem świętości, przyjmując go „z ogromną czcią”. Wydawać by się mogło, że nastąpi kres działań „błędnego” księcia. Nic z tego; wyznaczył sobie nowy cel – czynienie fundacji na rzecz Kościoła. Mimo iż doradcy i rycerze sugerowali mu ożenek, Henryk nie brał tego pod uwagę. Wolał skutecznie nakłaniać swego brata, Bolesława, do wspólnego uposażenia opactwa kanoników regularnych w Czerwińsku. Po zakończeniu działalności charytatywnej na Mazowszu Sandomierczyk zaczął starać się o założenie we własnej dzielnicy kolegiat w Opatowie i Wiślicy. Postanowił też sprowadzić kawalerów maltańskich. Dzięki kontaktom nawiązanym w Ziemi Świętej zrealizował wielką fundację: szpital i kościół we wsi Zagość nad Nidą. Tym samym stworzył pierwszą siedzibę joannitów w naszym kraju! Na podstawie zachowanego dokumentu fundacyjnego z około 1163 r. wiadomo, że Henryk nadał swym ulubionym zakonnikom książęcy przywilej łowienia bobrów w Małogoszczy i Kijach. Niestety, po tamtych czasach zachowały się jedynie fragmenty romańskiej świątyni, wtopione w późniejsze przebudowy. PRUSCY SARACENI. W 1164 r. nadeszła wiadomość z Mazowsza o atakach barbarzyńskich Prusów. Henryk, gdy tylko się dowiedział, co dzieje się w dzielnicy, będącej wówczas pod władzą jego brata – Bolesława, natychmiast przybył mu z pomocą. Kiedy krzyżowcy się zgromadzili, ruszyli ku granicy polsko-pruskiej na rzece Ossie i w potrójnym szyku skierowali się w głąb kraju pogan. Pierwszym szeregiem dowodził Henryk, drugim Mieszko, zaś trzecim Bolesław. Zastanawiające jest, dlaczego to właśnie najmłodszy z nich dumnie kroczył na czele polskiej armii: czy bracia byli tak przebiegli, że liczyli na jego rychłą śmierć, czy też uważali go za najbardziej doświadczonego w walce z poganami? A może to właśnie najmłodszy brat zaproponował, że obejmie ster wyprawy, albowiem śmierć z mieczem w dłoni nie była mu straszna? Nie przerażała go liczba wrogów, a bolesne rany, które mógł odnieść w walce z Saracenami, miały go tylko wzmocnić. No i w końcu zawsze chciał zdobyć nieśmiertelną sławę oraz w glorii trafić do raju. Długosz wspominał, iż „stale myślał o wielkich sprawach, dzięki którym mogłaby jego cnota zajaśnieć i miłosierdzie Boże dać się przebłagać”. Walki w Prusach toczyły się raczej nie po myśli Sandomierczyka. Poganie, doszedłszy do przekonania, że ich siły są za małe do stawienia oporu wielkiej liczbie Polaków, uciekli w głąb lasów lub na wyspy otoczone bagnami. Ponieważ przeciwnik unikał otwartej walki, krzyżowcy przystąpili do palenia wsi, licząc słusznie, że zmuszą tym starszyznę pruską do negocjacji. Kiedy przedstawiciele pogan przybyli do polskiego obozu, poprosili o pokój, przyrzekając, że wypełnią wszystko, co im zostanie nakazane. Książę zwierzchni Bolesław po wysłuchaniu rady Henryka i Mieszka rzekł do posłów: „Jeżeli pragniecie spokoju i ocalenia – wyrzeknijcie się starego plugastwa i błędów pogańskich i złóżcie wyznanie czystej wiary katolickiej. Bez wyrzeczenia się mroków pogańskich nie spodziewajcie się zachowania z Polakami sprawiedliwego pokoju”. Prusowie, prócz rezygnacji z dawnych przesądów i wiary pogańskiej, zobowiązani byli do burzenia miejsc swego kultu i wznoszenia tam misyjnych świątyń katolickich. Książęce przeświadczenie, iż Prusowie w jednej niemal chwili zrezygnują z wielowiekowej tradycji, okazało się błędne. Nic więc dziwnego, że po kilku miesiącach zaczęli oni chrześcijańskich duchownych odsyłać do Polski, grożąc im śmiercią w razie powrotu. Jednakże dopiero coraz śmielsze wypady pogan, zakończone mordami i licznymi uprowadzeniami, zmusiły braci do podjęcia nowej wyprawy. Po zakończeniu przygotowań, pod koniec 1166 r. wyruszyli w podobnym jak wcześniej ustawieniu. Ponieważ tym razem książęta postanowili nie odpuścić chowającym się poganom, przekupili kilku Prusów. Ci jednak udawali tylko, że przeszli na stronę chrześcijan, celowo ciągnąc ich w głąb mokradeł w mrocznej kniei. I kiedy po wąskiej ścieżce maszerowały pierwsze szeregi doborowego wojska Henryka, nagle Prusowie zaatakowali z kilku stron. Rażąc z dala kamieniami, strzałami i włóczniami, dziesiątkami uśmiercali kolejnych rycerzy; jedni ginęli od zadanych im ran, inni wpadali do wody, gdzie obciążeni własnymi zbrojami niknęli w bagiennych otchłaniach: „Tak przez zdradziecki podstęp przepadło bitne wojsko! Tak zmarniała w niedorzecznej wojnie dzielność wspaniałych rycerzy!” – pisał polski kronikarz. Zginął także idący na czele książę Henryk. Mimo niespodziewanego ataku nie wycofał się z pola walki. Desperacka obrona, nawet u boku najwierniejszych druhów, nie mogła skończyć się inaczej niż dziesiątkami pchnięć wrogich ostrzy, a w efekcie śmiercią. Długosz, wspominając ostatnie chwile „błędnego” księcia, dodał: „Pierwej wyzionął ducha, niż zaniechał wojny. Wolał, straciwszy mężnie czoło [wojska], umrzeć, niż żyć w hańbie. Przebity, umierając, zsunął się na ziemię, by skonać”. GROBOWA TAJEMNICA. Sandomierczyka pochowano w ufundowanej przez niego XII-wiecznej kolegiacie romańskiej w Wiślicy (obecnie znajduje się tu gotycka bazylika). Po przywiezieniu zwłok krzyżowca, ciało wsadzono do kamiennej tumby, a następnie przykryto rzeźbioną płytą. Obok grobowca, na posadzce krypty położono wyjątkową i nader tajemniczą płytę gipsową. Uwieczniono na niej modlitwę trzech osób: mężczyzny, kobiety i młodzieńca. Niewykluczone, iż jest na niej ukazany ojciec Sandomierczyka, czyli Bolesław Krzywousty, matka – Salomea oraz sam Henryk w momencie, gdy postanowił pójść inną drogą niż pozostali książęta. Obok znajduje się napis: „Hi conculari querunt ut in astra levari possint et pariter”, co znaczy: „Ci chcą być podeptani, aby mogli być wzniesieni ku gwiazdom”. Autor: Szymon Wrzesiński Źródło: Focus Historia. Autor tekstu: stradovius Tutaj znajduje się oryginalny tekst - część I; A tutaj znajduje się część II. Początki Wiślicy, czyli narodziny legendy (połowa XI - połowa XII w) Wiślica to moja miłość od wczesnego dzieciństwa. Fascynowała mnie zawsze jej kariera od milionera do "zera". Brutalnie napisane, ale dziś nie mieszka tu nawet 700 mieszkańców, jest więc Wiślica zaledwie średniej wielkości wsią. Jako 10-latek "studiowałem" wielokrotnie wzmianki na temat stołecznej roli Wiślicy w państwie Wiślan, dokonanym tu chrzcie, wspaniałym okresie rozkwitu, gdy księciem wiślickim był Kazimierz Sprawiedliwy, o związkach Wiślicy z Łokietkiem, o statutach wiślickich itd. Czytając o Wiślicy w "Słowiańskim rodowodzie" Pawła Jasienicy nauczyłem się na pamięć fragmentu "Żywota św. Metodego", mającego poświadczać ówczesną, mocarstwową wręcz, pozycję grodu: książę pogański, silny wielce, siedział na Wiślech, urągał chrześcijanom i złe rzeczy im czynił. Posławszy więc do niego kazał mu powiedzieć Metody: dobrze będzie dla ciebie synu ochrzcić się z własnej woli na ziemi swojej, abyś nie był przymusem ochrzczony na ziemi cudzej, wspomnisz mnie kiedyś. I tak też się stało. W świetle najnowszych badań i interpretacji początki Wiślicy nie sięgają jednak okresu plemiennego... Początków rozwoju Wiślicy należy doszukiwać się w połowie XI wieku. Kościół św. Mikołaja datowany przed laty na IX/X wiek, dziś oceniany jest najwyżej na koniec XI wieku. Skoro u schyłku XI wieku istniał tu już murowany kościół, sama osada musiała powstać wcześniej - stąd właśnie taka datacja. Wniosków do wcześniejszego datowania początków osady nie nasuwa materiał archeologiczny*. Początki Wiślicy w II połowie XI wieku idealnie pokrywają się z czasem upadku znaczenia Stradowa i wiążą się z odbudową organizacji państwowej przez Kazimierza Odnowiciela. Właśnie wtedy na znaczeniu stracił Stradów - wkrótce całkiem opuszczony - a nowe centrum administracyjne ulokowano w Wiślicy. W XII wieku gród wiślicki, który stanowił siedzibę kasztelana, otaczał wieniec osad służebnych: Szczytniki (produkowano tu strzały i groty do strzał dla wojowników), Kuchary (gotowano dla załogi), Stróżyska (wypatrywano stąd zagrożenia ze wschodu), Kobylniki, Skotniki Górne i Dolne (hodowcy koni i bydła), Winiary (nie trzeba tłumaczyć), Kowala (jw) i wiele innych, które dziś już nie istnieją. Po raz pierwszy Wiślica wymieniana jest już (od razu z kościołem) w dokumencie z 1079 roku, dotyczącym odebrania patronatu nad ówczesnymi kościołami księciu polskiemu (efekt zabójstwa św. Stanisława). Do niedawna za pierwszą wzmiankę uchodziła data 1135, dotycząca doszczętnego zniszczenia Wiślicy i wymordowania jej ludności przez plemię Połowców. O tym wydarzeniu informowały wszystkie ówczesne roczniki i kroniki, co dowodzi dużego znaczenia grodu (a właściwie 2 grodów: bo Wiślica składała się z dwóch grodów). Do zniszczenia doszło zresztą w okolicznościach, które dodatkowo poświadczają znaczną rolę Wiślicy: gród wydał bowiem Połowcom książę Borys Kolomanowic, syn króla węgierskiego Kolomana, zięć Krzywoustego, popierany przez niego pretendent do tronu węgierskiego, pełniący funkcję kasztelana wiślickiego. Reasumując: gród nie aż tak stary i bez śladów bytności księcia Wiślan, ale notowany w źródłach od razu jako znaczący (z własnym kościołem). Jednym słowem: szczęśliwe dzieciństwo zakłócone bolesnym przejściem w wiek młodzieńczy (1135). Złota era (połowa XI - połowa XII w) Wstrząs z 1135 roku nie przeszkodził w dalszym rozwoju Wiślicy - była zbyt dogodnie położonym grodem aby zaniechać odbudowy. Rozpoczął ją już z pewnością Krzywousty, współwinny zniszczenia grodu (oddał dowodzenie zdrajcy). Władca miał do tego zarówno motywację (wina własna, znaczenie strategiczne grodu) jak i możliwości (państwo wciąż silne i jednolite). W nową erę - rozbicia dzielnicowego - Wiślica weszła więc jako gród znany (czego dowodzą relacje z 1135) i de facto nowy, odbudowany. Intensywną działalność fundacyjną prowadził w Wiślicy i najbliższej okolicy od połowy XII wieku książę Henryk, pierwszy książę sandomierski. Ta niebywała hojność związana była najprawdopodobniej ze zmianami terytorialnymi, w wyniku których Wiślica wraz z okręgiem znalazła się w granicach Ziemi Sandomierskiej. Szczodrymi fundacjami książęta sandomierscy chcieli po prostu związać Ziemię Wiślicką (być może istniejącą w randze prowincji) z Ziemią Sandomierską, tym bardziej, że w razie konfliktu z dzielnicą senioralną stanowiła ona pierwszą linię obrony. Książę Henryk uczynił z Wiślicy tak naprawdę jedną z dwóch stolic swego księstwa (obok Sandomierza). Ufundował w Wiślicy kapitułę kolegiacką - dość powiedzieć, że w całym jego państwie istniała tylko jedna kapituła: w Sandomierzu, w całej Małopolsce - dwie (Sandomierz i Kraków). Przebywał tu za życia fundując siedzibę książęcą - romańskie podwójne paladium z rotundą. Kazał także pochować się tutaj po śmierci - w wybudowanej także przez siebie romańskiej kolegiacie. Działalność fundacyjną prowadził także jego następca. Kazimierz Sprawiedliwy zaczynał swoje panowanie właśnie w Wiślicy, po śmierci Henryka został bowiem udzielnym księciem wiślickim (księstwo sięgało po Małogoszcz na północy i Połaniec na wschodzie). W świetle nowszych badań książę Kazimierz rządził niepodległym księstwem wiślickim jedynie przez niespełna 1.5 roku od śmierci Henryka Sandomierskiego, później bowiem przejął całe Sandomierskie. Kazimierz, który ożenił się z Heleną, księżniczką znojemską, jeszcze za życia swego brata (między 1161 a 1165), otrzymał najpewniej swój dział z Wiślicą jako stolicą. Ten "prezent ślubny" otrzymał od księcia Henryka, który był bezdzietny. Niepodważalny jest fakt, że Kazimierz nadał dworowi wiślickiemu rangę wybitnego ośrodka kultury romańskiej. Kolegiata ufundowana jeszcze przez Henryka podnosiła kościelną rangę ośrodka do trzeciego w skali całej Małopolski. Kanonicy stanowili wówczas intelektualną elitę kraju. Interesowano się tu historiografią, prowadzono nawet lokalną kronikę. W Wiślicy przebywał też czesko-niemiecki dwór księżnej Heleny. Powstały wówczas w Wiślicy i szeroko rozpowszechniony w kraju Romans o Walgierzu był zachodnioeuropejskim eposem (znanym na dworze czeskiej księżniczki Heleny) wzbogaconym o wątek miłosny Heleny (przypadek?) z dzielnym Wisławem z Wiślicy. Tak więc pomimo, że Wiślica dość szybko utracila status udzielnej stolicy książęcej to jednak nie utraciła książęcej łaski. Władca doskonale musiał sobie zdawać sprawę, że gród ten posiada strategiczne położenie - blokuje bowiem drogę z Sandomierza do Krakowa. Nawet gdy Kazimierz objął już we władanie całą Małopolskę, wraz z Krakowem, Wiślica pozostała jedną ze stolic jego księstwa - podówczas największego z księstw dzielnicowych. W 1194 roku Wiślica była wymieniana obok Sandomierza i Łęczycy w gronie najważniejszych grodów uzyskanych przez następcę Kazimierza - Leszka Białego. Wiślica była także siedzibą archidiakonatu i prepozytury. W 1219 roku doszło w Wiślicy do zjazdu duchowieństwa diecezji wrocławskiej i krakowskiej. Poza funkcją siedziby kapituły, prepozytury i archidiakonatu, Wiślica pełniła także - o czym wiadomo od dawna - rolę grodu kasztelańskiego. O szczególnym znaczeniu Wiślicy wśród grodów kasztelańskich (a więc najważniejszych) świadczy jednak fakt, że kasztelanowie wiśliccy na dokumentach książęcych powstających w XIII i XIV wieku wymieniani byli zaraz po kasztelanach sandomierskich. Ścieżka kariery do najważniejszej w całej Małopolsce kasztelanii krakowskiej prowadziła albo przez kasztelanię wiślicką albo sandomierską. Kasztelan wiślicki Dzierżysław Abrahamowic zgniął w 1224 r. w walce z Prusami, kasztelan Mściwój pośredniczył w rozmowach pokojowych między Władysławem Laskonogim a Konradem Mazowieckim. Kasztelan Pakosław Stary występował na pięczęci konnej z motywem boskiej ręki - rościł więc sobie prawo do boskiego pochodzenia swej władzy (jak książę!). Można powiedzieć, że z racji położenia Wiślicy na rubieży księstwa, jej kasztelanowie pełnili funkcję margrabiów, dysponując większym zakresem władzy, a także pewną samodzielnością w podejmowaniu decyzji. W 1230 roku małoletni Bolesław (późniejszy książę Bolesław Wstydliwy) i jego matka, księżna Grzymisława, mieli otrzymać w posiadanie księstwo wiślickie. Tym sposobem Wiślica ponownie - przynajmniej do 1234 roku - uzyskała status odrębnego księstwa. Wiemy zatem - to prawdziwa nowość w historiografii - że Wiślica dwukrotnie była stolicą udzielnego księstwa! W drugiej ćwierci XIII wieku ukończono zresztą w Wiślicy budowę pięknej, dwuwieżowej i trzynawowej kolegiaty romańskiej - stara, fundowana ledwie kilkadziesiąt lat wcześniej przez Henryka Sandomierskiego nie licowała już z godnością grodu. Otrzymanie praw miejskich było kwestią najbliższych kilku lat i wtedy właśnie spadł na gród przysłowiowy "grom z jasnego nieba". Reasumując: wspaniała była młodość Wiślicy ale zakończyła się straszliwym wypadkiem, po którym zapadła w długą śpiączkę. Katastrofa i powolny powrót na arenę dziejów (połowa XIII - koniec XIII w) Wiślica położona była w centrum obszaru o dużej gęstości zaludnienia, przy szlaku na Ruś i ważnej przeprawie przez Nidę. W dodatku na pograniczu ziem Krakowskiej i Sandomierskiej. W 1241 roku gród i osada wiślicka znalazły się na trasie pochodu tatarskiego i zostały doszczętnie zniszczone. Było to już trzecie poważne zniszczenie Wiślicy. Pierwsze zniszczenie miało miejsce u schyłku XI wieku i dotyczyło tylko "świeżo wybudowanego" grodu na wyspie. Czyżby pożar? Ale Wiślice były już wówczas dwie: obronna osada handlowa z kościołami i siedzibą książęcą na wyspie Regia i obronny gród strzegący przeprawy przez Nidę, położony na innej wyspie, zwanej grodziskową. Kataklizm z 1241 roku dotknął obydwa grody i spowodował na pewien czas wyłączenie Wiślicy z grona najważniejszych ośrodków Małopolski - nie odbywały się tu zjazdy, wiece, nie wystawiano dokumentów. Pomimo zniszczenia paladium książęcego na Regii (głównej wiślickiej wyspie) znaczącą pozycję zachowali kasztelanowie wiśliccy, co wynikało z wysokiego uposażenia tego urzędu - a to z kolei wiązało się z wcześniejszym znaczeniem grodu wiślickiego, gęstością zaludnienia okolicznych terenów i faktem licznego osadnictwa rycerskiego jakie tutaj notowano. Kolokwialne rzecz ujmując: kasztelan miał z kogo ściągać podatki i kim dowodzić, jego pozycja pozostała wiec silna mimo zniszczenia rezydencji na Regii. Centrum osadnicze na Regii dzięki zniszczeniu grodu na wyspie (dzisiejszego grodziska) przejęło nawet rolę wiodącą. Gród na łąkach odbudowano bowiem dopiero pod koniec XIII wieku, za czasów walk upartego, kurduplowatego księcia Łokietka z niezbyt czcigodnym biskupem Muskatą. Świetność Wiślicy nie była epizodem. Już w epoce Krzywoustego była ważnym grodem kasztelańskim, którego zniszczenie odbiło się szerokim echem. Od połowy XII wieku do 1241 roku Wiślica była jednym z najważniejszych grodów państwa Piastów. Pomimo zagłady grodu w 1241 r. wciąż liczył się w kraju kasztelan wiślicki. Odbudowa była jednak powolna, pojawił się bowiem nad Nidą rywal - w 1258 roku lokowano Nowe Miasto Korczyn. W świeżo upieczonym, na tzw. "surowym korzeniu", mieście zbudowano także drewniany zamek książęcy. Wiślica była wtedy tylko pogorzeliskiem - dla dawnej siedziby książęcej był to jednak poważny cios. Dokonywał go Bolesław Wstydliwy, ten sam, którego matka sprawowała rządy w księstwie wiślickim co najmniej do 1234 roku. Tymczasem by odzyskać wiodącą rolę w ziemi - o ironio - wiślickiej, osada potrzebowała książęcego wsparcia. Bolesław Wstydliwy (małżonek Kunegundy - zwanej dziś św. Kingą) musiał wynieść przykre doświadczenia z czasów gdy władzę sprawowała za niego matka - nie ruszył bowiem palcem by odbudować gród wiślicki. Faworyzował utworzone przez siebie Nowe Miasto, rozpoczynając wspaniałą epopeję rywalizacji dwóch najznaczniejszych nadnidziańskich ośrodków. Złą passę odwrócili sami Wiśliczanie, postawili wszystko na jedną kartę - Łokietka. W 1292 roku Łokietek miał się modlić przed zachowanym do dziś posągiem Madonny (tzw. Madonna Łokietkowa) w Wiślicy i prosić ją o pomoc, Wiśliczanie poparli gorąco jego karkołomne starania o tron krakowski. Łokietek będący zaledwie książątkiem kujawskim przegrał rzecz jasna z kretesem walkę o stolec krakowski. Precedens został jednak uczyniony - Łokietek zapamiętał poparcie Wiśliczan - Wiślica odegrać miała ważną rolę w dalszych zmaganiach Łokietka o tron. Wszystko wskazuje też na to, że doszczętne spalenie grodu przez Tatarów nie przeszkodziło w lokacji miasta w II połowie XIII wieku, choć brakuje konkretnej daty poświadczonej źródłami. Wiemy, że lokacja ta dokonała się na tzw. Staromieściu, a więc w "trzeciej Wiślicy", na miejscu dzisiejszej wsi Gorysławice, w latach świetności Wiślicy - jej przedmieścia. Reasumując: rekonwalescencja i powolne wybudzanie ze śpiączki nie było łatwe, ale organizm (kasztelan, zaplecze ludnościowe, strategiczne położenie) był dość silny aby zaryzykować terapię szokową i postawić wszystko na Łokietka (kurs u buków byłby bardzo wysoki: ryzyko było ogromne, szanse na sukces niewielkie - wóz albo przewóz). Druga złota era (początek XIV - koniec XVI w) Wiślica odegrała naprawdę bardzo ważną rolę w zmaganiach Łokietka o tron krakowski, poprzedzających tzw. zjednoczenie ziem polskich. W 1304 roku mały książę powrócił w granice Polski po wygnaniu i pierwsze kroki skierował w stronę... Wiślicy. W 1305 roku walczący całym swym jestestwem o władzę i jak zawsze energiczny książę Łokietek zwołał do Wiślicy zjazd możnych z całej Małopolski. Wiślica była jego pierwszym przyczółkiem i pierwszą siedzibą w Małopolsce. Popierali go konsekwentnie sami mieszkańcy Wiślicy, co wynikało - zdaniem prof. Samsonowicza - z antagonizmów między polskim a niemieckim mieszczaństwem Małopolski (Wiślicę zamieszkiwali polscy mieszczanie, w przeciwieństwie do Krakowa i Sandomierza) oraz faktu zwartego osadnictwa rycerskiego (zwolenników wojowniczego księcia Łokietka) wokół grodu - tu uwidacznia się po raz kolejny pozycja kasztelana. Po słynnym buncie krakowskiego wójta Alberta, Wiślica stała się na pewien czas główną siedzibą dworu Łokietka, a więc stolicą jego państwa. W czasach panowania Łokietka odbywały się w Wiślicy wiece rycerskie dla całej Małopolski (1307, 1311, 1314, 1328). W roku 1328 r. odbył się także ogólnokrajowy zjazd możnych, co potwierdza, że miasto cieszyło się poparciem i sympatią władcy. Wybudował Łokietek w Wiślicy drewniany dwór, w którym często przebywał. Ciekawostką jest fakt, że Łokietek był prawnukiem pierwszego w dziejach księcia wiślickiego - Kazimierza Sprawiedliwego. Nikomu innemu, tylko potomkowi księcia wiślickiego udało się na powrót zjednoczyć kraj. Podobnie czynił praprawnuk Kazimierza a syn Łokietka - Kazimierz - zwany Wielkim. Otoczył on miasto murami i wzniósł wspaniałą halową kolegiatę. W czasach Kazimierza Wielkiego rola Wiślicy jako miejsca zjazdów i wieców została jeszcze ugruntowana, na ogólnopolskim zjeździe możnych - który odbywał się rzecz jasna w Wiślicy - w 1365 roku została bowiem oficjalnie jedną z 3 stolic wiecowych Małopolski (obok Sandomierza i Radomia). W 1347 roku na ogólnokrajowym zjeździe możnych ogłoszono w Wiślicy statuty sądowe, zwane odtąd wiślickimi. Kolejny ogólnokrajowy zjazd możnych odbył się w 1356 r. a wspomniany już zjazd z 1365 r., czasem uznawany jest za pierwszy zjazd sejmikowy. W czasach panowania Kazimierza Wielkiego Wiślica była miejscem wystawienia ponad 20 dokumentów królewskich, podobny wynik zanotowały tylko: Kraków, Sandomierz i Poznań. Wraz z pełnieniem funkcji jednej ze stolic administracyjnych państwa, Wiślica wkroczyła ponownie w okres prosperity gospodarczej, w czym pomogło otrzymanie prawa składu na sól bocheńską. Również w czasach Władysława Jagiełły, który nieraz przybywał do grodu wraz z małżonkami, miasto gościło po kilka dni królewski dwór stając się na ten czas właściwą stolicą państwa (Jagielle zdarzało sie zatrzymywac w Wiślicy nawet na dwa tygodnie!). Jagielle musiała przypaść do gustu Wiślica, skoro wolał bywać w drewnianym dworze niż murowanym zamku korczyńskim. Drewniany zamek korczyński zgorzał w trakcie walk o tron krakowski, w końcu XIII wieku. Nowy Korczyn stracił więc atut w stosunku do Wiślicy, w której Łokietek wzniósł obronny dwór, wywyższając do roli jednej ze stolic królestwa, "olewając" jednocześnie całkowicie Nowe Miasto. Czyżby Korczyn nie postawił początkowo na Łokietka w pocz. XIV w? Jakkolwiek by nie było, Kazimierz Wielki nie miał żadnego urazu do Korczyna i wystawił tamże murowany zamek otaczając go specjalnym sztucznym jeziorem, by wzmocnić walory obronne. Nie otoczył jednak miasta murami (wbrew opiniom spotykanym czasem w publicystyce - np. wikipedii - była to jedynie ziemno-drewniana palisada z bramami) - w przeciwieństwie do Wiślicy. Wracając do Jagiełły: król czynił starania by sprowadzić do miasta konwenty norbertańskie z kilku miejscowości naraz, by założyć jeden wielki i wspólny w Wislicy - obecnośc klasztoru podniosłaby jego rangę. Zamiar się nie powiódł, bo władzom zakonu nie odpowiadało powietrze miejskie nasycone wyziewami z błot i bagien (położenie na wyspie, wśród rozlewisk Nidy). Potwierdzeniem znaczenia miasta był fakt, że wymieniono je z nazwy w przywileju koszyckim (1374), delegaci Wiślicy znaleźli się też w elitarnym gronie przedstawicieli najważniejszych 23 miast królestwa, jakie uczestniczyły w elekcji króla Władysława Warneńczyka. Dodać wypada, że Wiślica była jedynym miastem z obszaru całego dzisiejszego województwa świętokrzyskiego, jakie zaliczono wówczas do "głównych miast Królestwa". W skrócie: wiek dojrzały - 200 lat dobrobytu i chwały. Wiślica jako miasto. Układ urbanistyczny Wiślica leżała na obszarze o największej gęstości zaludnienia w Królestwie Polskim. Jesli chodzi o samą ilość mieszkańców miasta to wynosiła ona w XV-XVI wieku około 2000. Była więc mniejsza niż w Sandomierzu (4000) ale porównywalna z Radomiem, Opatowem i Pilznem (wszystkie ok. 2000) i wraz z nimi Wiślica zaliczana była w XV-XVI w. do największych miast województwa sandomierskiego. Pozostałymi większymi miastami były: Chęciny, Opoczno, Szydłów, Nowe Miasto Korczyn, Iłża, Zawichost i Opatowiec. Razem te miasta zaliczano do tzw. miast drugiej kategorii (klasyfikacja podatkowa obejmowała 4 kategorie miast). W powiecie wiślickim znajdowało się w XV-XVI w. łącznie 8 miast, w kolejności wg wielkości były to: Wiślica (~2000), Szydłów (~1500, do XVI w. miał własny powiat), Nowe Miasto Korczyn (~1000, XVI w. ~1500), Pińczów (~1000, XVI w. ~1200), Opatowiec (w XV w. nawet ~2000, XVI w. ~1000), Busko (~700), Pacanów (~700) i Stopnica (~500). Najwięcej rzemieślników w powiecie mieszkało jednak nie w stołecznej Wiślicy a Szydłowie. Największy podatek szosowy (świadczący o wielkości i bogactwie miasta) płaciła Wiślica (aż 2-krotnie więcej niż kolejny w klasyfikacji Szydłów), w podatku czopowym (świadczącym o produkcji napojów alkoholowych) wyprzedzało ją jednak Nowe Miasto Korczyn (nic w tym dziwnego, skoro płaciło najwyższy w całym województwie). Wiślica prowadziła natomiast wyraźnie w ilości podatków odprowadzanych z racji samej tylko produkcji piwa. Browary wiślickie generowały 2.5-krotnie wyższe zyski od tych z Nowego Miasta Korczyna (poniekąd znanego z produkcji piwa i płacącego najwyższy podatek czopowy) a zyski pozostałych miast powiatu przewyższały 4-krotnie. W dobie rozkwitu Wiślicy jako miasta jej atutami były: położenie przy ważnym szlaku handlowym z Rusi do Krakowa i biegnącego dalej na Śląsk i do Pragi; na ważnym szlaku przepędu bydła z Rusi na Śląsk i dalej do Rzeszy (szlak wołowy), prawo składu soli bocheńskiej (ze sprzedaży tzw. bałwanów soli Wiślica czerpała w XV w. większe zyski od Bochni, mając monopol na sprzedaż soli w wielu miastach północnej Polski), przymus drożny, znaczenie Nidy dla spławu zboża, położenie w sąsiedztwie najważniejszych w regionie osi drożnych, częste zjazdy i wiece, postoje dworu królewskiego. W mieście funkcjonowały jatki rzeźnicze, sochaczka (plac mięsny) i kramy sukiennicze (Wiślica stanowiła poważną konkurencję w handlu suknem dla Krakowa). Był także targ solny (Rynek Solny), zbożowy, liczne browary (w tym najbardziej znany o nazwie "Rak"). Listę uzupełniały piekarnie (w XVI wieku było w mieście 20 piekarzy), cegielnia (na potrzeby miasta i okolicy - posiadały ją tylko większe ośrodki miejskie), 3 młyny i 4 karczmy. Dodać wypada, że od XIV wieku miasto posiadało przywilej na 3 jarmarki rocznie. Miasto lokacyjne rozwinęło się na gipsowej wyspie (zwanej Regią) otoczonej dwiema odnogami Nidy. Po jego północnej stronie, oddzielone wodami rzeki, przez której odnogi prowadziły trzy mosty, powstało przedmieście św. Wawrzyńca, zwane później Gorysławicami. Od strony południowej - w kierunku Krakowa - za długą, 600-metrową Groblą Krakowską, składającą się aż z sześciu mostów - rozciągało się drugie przedmieście zwane Kucharami (jego przednia część zwana była zgodnie ze stanem faktycznym Koniecmosty). Warunki naturalne tworzyły więc z Wiślicy miejsce o dużym potencjale obronnym, ułatwiały pobieranie ceł (zwłaszcza mostowego), ale utrudniały przestrzenny rozwój miasta i wymagały dużych zasobów finansowych (utrzymanie aż 9 mostów). Pierwotna lokacja w II połowie XIII w. musiała ze względów własnościowych (wyspa należała do biskupów krakowskich) nastąpić poza wyspą, na terenie zwanym w źródłach jako Staromieście i lokalizowanym na obszarze dzisiejszej wsi Gorysławice. Przeniesienie lokacji na wyspę dokonało się dopiero za Kazimierza Wielkiego. Wtedy wytyczono plan miasta. Obszar miasta zamkniętego murami wynosił 13 ha, same mury zbudowano około połowy XIV wieku. Miały średnio 1.6 metra grubości. Miasto posiadało 3 bramy: Krakowską, Buską i Zamkową. Z racji zniszczeń miasta, jego upadku i braku środków na renowacje, mury zostały częściowo rozebrane już w końcu XVIII wieku. Rynek choć powierzchniowo niewielki, zajmował powierzchnię 5% miasta intra muros - czyli zabudowy wewnątrz murów - tyle samo co w Krakowie i Lwowie. Powierzchnie rynku i głównych ulic były utwardzone brukiem z kamienia łupanego, na środku rynku stał zaś gotycki, przebudowany w renesansie ratusz. W mieście istniały też wodociągi (od 1528), waga miejska, postrzygalnia, łaźnia wójtowska, drugi plac targowy zwany Rynkiem Solnym, 4 kościoły (kolegiata NNMP, kościół św. Marcina oraz poza murami: św. Ducha i św. Wawrzyńca), zamek (tudzież dwór), dwór Ligęzów, Dom Kanoników (zwany dziś Domem Długosza). Niezwykłą szerokosć 15 metrów (przepustowość) posiadała ulica Buska, będąca główną arterią komunikacyjną miasta i zarazem elementem szlaku handlowego z Rusi do Krakowa. Była ulicą przelotową i wiązała się z ul. Krakowską zmierzajacą do Rynku i Bramy Zamkowej. O ile wiec od południa dostać się można było do miasta tylko Bramą Krakowską i dalej podążać ulica Buską to wyjeżdżać można było albo ulicą Krakowską i Bramą Zamkową (po drodze był Rynek Główny) albo ulica Buską i Bramą Buską (po drodze był Rynek Solny). W skrócie: miasto pełną gębą. Srebrny wiek - stagnacja - regres (koniec XVI - połowa XVII wieku) Wracając do dziejów Wiślicy, wypada mi wspomnieć, że między panowaniem Kazimierza Wielkiego a Jagiełły, w dobie andegaweńskiej Wislica utrzymała w pełni pozycję z epoki ostatnich Piastów. W 1378 r. panowie małopolscy zgromadzeni na zjeździe w Wiślicy wypowiadają posłuszeństwo regentowi, księciu Władysławowi Opolczykowi. W 1381 roku fatyguje się do Polski, sam król Ludwik Andegaweński i odbywa w Wiślicy zjazd z senatorami Królestwa Polskiego na temat dziedziczenia przez jego córki korony polskiej. Po śmierci króla, w 1382 roku odbywa się w Wiślicy - a gdzieżby indziej - zjazd przedstawicieli wszystkich ziem Królestwa Polskiego. W epoce Jagiełły dalej odbywają się w Wiślicy zjazdy generalne rycerstwa z Małopolski (1388, 1403, 1416, 1420, 1424, 1428), choć bywają też w Nowym Mieście Korczynie - co świadczy o tym, że rośnie konkurencja w regionie. Od połowy XV wieku poważną konkurencję dla politycznego znaczenia Wiślicy stanowiło właśnie wspomniane Nowe Miasto Korczyn. Z początku jedyną jego przewagą był fakt posiadania wygodnego, murowanego zamku. Fakt ten zdecydował jednak o tym, że siedzibą starostwa grodowego został w 1403 r. Korczyn a nie Wiślica (mimo, że wiece sądowe odbywały się nadal wyłącznie w Wiślicy i pozostała ona stolicą powiatu sądowego). Wygodna siedziba kusić zaczęła także królów. O ile Jagiełło, mimo niewygód, przebywać wolał w Wiślicy (choć w Nowym Mieście Korczynie także często bywał), to już jego syn Kazimierz Jagiellończyk wyraźnie faworyzował Korczyn. W 1450 zwołał jeszcze zjazd generalny do Wiślicy, ale następnym razem areną zjazdu była Wiślica dopiero w 1470 roku. Nowe Miasto zostało zresztą stałą lokalizacją dla zjazdów (zwanych już sejmikami) generalnych Małopolski - przejmując w tym względzie rolę Wiślicy. Przyjmował król w Nowym Mieście poselstwa i hołdy, bywał prawie co roku, podczas gdy w Wiślicy, w przeciągu swego panowania, ledwie kilka razy (panował 45 lat). Wraz z wielką prosperitą na zboże (od końca XV wieku), Nowe Miasto zaczęło także doganiać Wiślicę pod względem znaczenia gospodarczego, a pod koniec XVI wieku osiągnęło nad nią przewagę. Pod koniec XVI w. Wiślicę dotknęła wyraźna stagnacja, miasto przestało się rozwijać a Nowe Miasto Korczyn miało już podobną liczbę mieszkańców. W I połowie XVII wieku można mówić o prawdziwym regresie. W 1615 roku nawet na sejmie obradowano nad faktem, że w Wiślicy było 80 pustych placów (na miejscu dawnych budynków mieszkalnych) - liczbę mieszkańców ocenia się już tylko na ok. 1500. Wiślica podupadała, Nowe Miasto przeżywało zaś dzięki wiślanemu handlowi zbożowemu prawdziwy boom demograficzny i w XVII wieku przerosło Wiślicę. Następowała wyraźna zmiana warty: Wiślica traciła pozycję lidera regionu. Należy tutaj podkreślić, że klęski żywiołowe Wiślicy nie oszczędzały. Pożary trawiły zabudowę miasta w latach: 1409, 1437, 1467, 1471, 1564, 1628. W roku 1543 i 1559 przytrafiły się dla urozmaicenia zarazy morowe; w 1502 roku miasto po raz ostatni ograbili Tatarzy. Pożary trafiały się jednak wówczas z równym natężeniem w Nowym Mieście, głównym powodem zubożenia i wyludnienia miasta był fakt zmiany przebiegu szlaku wołowego, ta zmiana powodowała omijanie przez wolarzy Wiślicy, czyli mniejsze dochody i zaniedbywanie spławności Nidy (pojawiają się informacje o zagrożeniu powodziowym - co było nie do pomyślenia w XV i XVI wieku) - co z kolei zmniejszało dochody ze spławu zboża (i tak o wiele mniejsze niż w Korczynie, położonym nad Wisłą). Brakowało pieniędzy na utrzymanie mostów, tym bardziej, że już na początku XVI wieku ucierpiało kolejne źródło dochodów miasta - monopol na handel solą, który przestał być ściśle przestrzegany a ponadto część miast otrzymała zwolnienia z obowiązku zaopatrywania się w sól w Wiślicy. Źródła historyczne z początków XVII wieku wskazują jednoznacznie na wzrost udziału gruntów rolnych w powierzchni miasta, co świadczyło, że mieszczanie wiśliccy rekompensowali utratę dochodów poprzez produkcję rolną. Na przełomie XVI i XVII wieku Wiślica była po raz ostatni areną ważnych wydarzeń ogólnokrajowych. W 1587 roku zebrali się w mieście zwolennicy elekcji Zygmunta Wazy, doszło do starcia zbrojnego między nimi a Zborowskimi, będącymi zwolennikami arcyksięcia Maksymiliana (doszło do ostrzelania miasta z armat). W 1606 roku Wiślica była miejscem zawiązania swoistego antyrokoszu czyli zjazdu rojalistów występujących przeciw Mikołajowi Zebrzydowskiemu. W burzliwej polemice tamtego czasu regalistów zwano po prostu Wiśliczanami. Po raz kolejny miasto stanęło wiec po stronie króla, będąc bazą jego zwolenników. W skrócie: stopniowe opadanie z sił, oczekiwanie na zasłużoną emeryturę. Upadek na samo dno (połowa XVII - połowa XX wieku) Srebrny wiek w dziejach Wiślicy definitywnie zakończył się w 1656 roku. W tymże roku Wiślicę najechał Rakoczy, definitywnie kończąc prawie 600-letni okres, w którym odgrywała ona ważną rolę historyczną. Najazd księcia siedmiogrodzkiego - współpracującego ze Szwedami w próbie rozbioru Rzeczypospolitej - doprowadził do totalnego zniszczenia miasta. Tym razem miasto nie dało rady wrócić do dawnego znaczenia. Podstawy jego dobrobytu były już mocno nadszarpnięte przed potopem. Trudno się więc dziwić tej impotencji, skoro i państwo już się nie podniosło. Upadek Wiślicy był jednak szczególnie spektakularny. Wiślica spadła do kategorii najmniejszych i najbiedniejszych miast Rzpltej (1662 - 300 mieszkańców, 1674 - 400 mieszkańców), nie pomagały próby reanimacji podejmowane przez Jana III, władców z dynastii saskiej czy też Stanisława Augusta Poniatowskiego. Wraz z II rozbiorem Wiślica utraciła funkcję stolicy powiatu (którą posiadała już wówczas wyłącznie ze względu na dawne zasługi). Nie przejął jej jednak Korczyn, którego okres świetności (ok. 1450-1650) także zakończył się w dobie potopu szwedzkiego. Powstało na pograniczu krakowsko-sandomierskim bezkrólewie. Zresztą podupadł znacznie także sam Sandomierz a Kraków nie pełnił już funkcji stołecznych. Rola całej Małopolski uległa osłabieniu a Wiślica straciła właściwie charakter ośrodka miejskiego, stając się osadą rolniczą. Wrósł także procent ludności żydowskiej i drewnianej zabudowy (np ratusz miał już w XVIII wieku tylko kamienne fundamenty). W XVIII i XIX wieku nędza i brak materiału budowlanego przyczyniły się do niszczenia kolejnych zabytków miasteczka: zamek i część murów miejskich (m.in. bramy) rozebrano w 1766 roku, murowane kościoły św. Marcina i św. Ducha znikły do 1820 roku. W końcu XIX wieku rozebrano ratusz i resztę mocno nadszarpniętych zębem czasu murów obronnych (aż po fundamenty). Po brukowanych ulicach zostało tylko wspomnienie, wozy grzęzły w błocie. W 1819 roku po przeszło 650 latach skasowano kapitułę kolegiacką. W 1869 r. Wiślica utraciła prawa miejskie. Akurat w latach 60. XIX wieku Wiślica powróciła do liczby mieszkańców na poziomie z XV-XVI wieku, czyli około 2000. W 1915 roku dotknęła ją jednak kolejna tragedia - wojska austriackie ostrzelały z armat kolegiatę - runęło prawie całe wspaniałe sklepienie, połamały się jak zapałki potężne filary, szczęściem w nieszczęściu był fakt, że najmniej ucierpiało prezbiterium (zachowało się nawet przęsło sklepienia i łuk tęczowy) ze swoimi cennymi freskami. Z bogatego ongiś wyposażenia pozostały tylko zmasakrowane fragmenty. Ucierpiała też gotycka dzwonnica (tracąc kopułę szczytową) - natomiast bez szwanku wyszedł z pożogi wojennej Dom Długosza, osłonięty przez kolegiatę. W 1926 prof. Szyszko-Bohusz zakończył odbudowę a już dwa lata wcześniej odbudowywana świątynia odzyskała po przeszło 100 latach tytuł kolegiaty. W 1923 roku ten sam architekt dopuścił jednak do zawalenia się - i w konsekwencji rozebrania - dwóch romańskich wież będących pozostałością po kolegiacie z I połowy XIII wieku. W dwudziestoleciu międzywojennym Wiślica wiodła żywot sennego miasteczka o dużym odsetku ludności żydowskiej (70%). II wojna światowa nie przyniosła w zasadzie żadnych zniszczeń a po wojnie, w 1949 rozpoczęły się badania archeologiczne, które przywróciły Wiślicy część dawnej chwały. W skrócie: bolesne przejście na emeryturę i nędzna wegetacja niepotrzebnego nikomu staruszka. Podsumowanie i dzień dzisiejszy (połowa XX - pocz. XXI wieku) Rezultaty badań archeologicznych rozsławiły na powrót imię Wiślicy w Polsce. Zaczęto baczniej analizować jej dzieje, powstało mnóstwo hipotez, przeprowadzano kolejne badania, wydawano kolejne monografie. Rozkwit na kanwie naukowej odbił się pozytywnie na losie samej Wiślicy. W ramach akcji "tysiąc szkół na tysiąclecie" powstał gigantyczny - jak na wielkość osady - budynek szkolny, zbudowano muzeum, doczekała się Wiślica w latach 50. elektryfikacji i ponownie doświadczyła wodociągów. Stała się miejscem turystycznym a nawet wypoczynkowym (kąpielisko nad Nidą). Całe szczęście, że decydenci nie wpadli natomiast na pomysł budowy jakiegoś socjalistycznego osiedla z wielkiej płyty... Dwukrotnie stolica udzielnego księstwa, ważny punkt strategiczny, miejsce przeprawy przez Nidę o wybitnych walorach obronnych, ważny gród kasztelański, siedziba powiatu (w latach 1365-1793), starostwa niegrodowego, kapituły, prepozytury i archidiakonatu, miejsce wielu wieców sądowych i zjazdów rycerstwa. Ulubione miasto królów, centrum nauki i sztuki, miasto położone w bardzo gęsto zaludnionym regionie na ważnych szlakach handlowych, zwane przez średniowiecznych kronikarzy urbs famosissima bądź urbs gloriosa (Kadłubek). Miejsce gdzie istniało w przeciągu dziejów 9 obiektów sakralnych (kolegiata gotycka, tzw. kościół romański I z grobem księcia Henryka Sandomierskiego, tzw. kościół romański II czyli trójnawowa, dwuwieżowa kolegiata romańska, 2 rotundy książęce na Regii i 4 mniejsze kościoły (p.w. świętych: Mikołaja, Marcina oraz za murami: Ducha i Wawrzyńca). Dość powiedzieć, że przed totalnym zniszczeniem przez Tatarów (1241) istniały w Wiślicy: rotunda, kościół św. Mikołaja, wspaniała kolegiata romańska p.w. św. Trójcy i kościół św. Marcina (tylko ten ostatni był drewniany). Oprócz tego w przeciągu dziejów istniały w Wiślicy: dwór królewski, dwór Ligęzów, 2 palatia książęce, 2 obronne grody - na wyspie i na Regii, mury obronne z 3 bramami i przynajmniej kilkoma basztami, 2 rynki (właściwy i solny), ratusz, dom kanoników itd. Które z tych obiektów zachowały się do dziś można przeczytać w dobrym artykule o Wiślicy w wikipedii, brakuje tam tylko wpisania na listę zabytków zachowanego układu średniowiecznego miasta, poza granice którego Wiślica nie wyszła zabudową do dnia dzisiejszego. Wspaniała jest więc panorama wsi z lotu ptaka, czy choćby z lotu satelity, tylko mury miejskie trzeba sobie w wyobraźni domalować :) Wiślicy nie grozi odzyskanie praw miejskich. Niemniej nowe władze gminne uczyniły ostatnio wiele dla aktywizacji turystycznej miejscowości. Wiślica od dawna jest postrzegana jako pomnik historii, a pozycję tą może jeszcze wzmocnić, bo jest miejscem dobrze rozpoznawalnym przez turystów. Kolegiata jest już bazyliką (2005), powstały parkingi, odsłonięto freski w Domu Długosza, przeniesiono tamże część ekspozycji muzeum, udostępniono szerokiej publiczności podziemia kolegiaty, wydano foldery, pocztówki a nawet reklamówki foliowe z wizerunkami zabytków Wiślicy. Sławne imię Wiślicy nie zaginie. Ja zaś liczę, że w tym roku po raz 12. znajdę się w tym miejscu - tak skromnym dziś i zaściankowym a zarazem tak pięknym i magicznym. To tu pisał część swych dzieł Jan Długosz, to tu rycerz Gniewosz musiał odszczekiwać na Psiej Górce pomówienie królowej Jadwigi o zdradę, to tu Łokietek modlił się do romańskiej płaskorzeźby Madonny, której kult poświadczony jest historycznie od XV wieku. Tutaj spoczywa też jedyny polski krzyżowiec z prawdziwego zdarzenia - człowiek równie niezwykły jak miejsce jego wiecznego spoczynku - sandomierski desperado. W skrócie: prawie 1000 lat na karku i bez szans by przeżyć to (prawa miejskie) jeszcze raz - a jednak nawet w tym wieku można cieszyć się życiem. Cieniem kładzie się na przyszłości Wiślicy jedynie czyn światłego biznesmena, który postanowił przypomnieć wszystkim starą, jeszcze XVI-wieczną maksymę: "prawo jest jak pajęczyna, bąk się przebije, muchę zatrzyma". Autor: stradovius Część I opisu - http://hanys1920.blox.pl/2011/01/Przeslawnej-Wislicy-pogmatwane-dzieje-cz-I.html Część II opisu - http://hanys1920.blox.pl/2011/01/Przeslawnej-Wislicy-pogmatwane-dzieje-cz-II.html Piątego lipca [1443 r. - przyp. MRW] było powszechne trzęsienie ziemi, szczególnie jednak w Królestwie Polskim, Węgierskim i Czeskim oraz sąsiednich ziemiach, i to tak silne, że rozwalały się wieże i murowane budowle. Poszczególne domy, jakkolwiek mocne i umacniane, chwiały się znacznie. Widać było puste koryta rzek, ponieważ wody rozlały się na obydwie strony. Wszystko, co płynne, tryskało. Ludzie ogarnięci nagłym strachem odchodzili od zmysłów. Dach klasztoru Augustianów Eremitów świętej Katarzyny w Kazimierzu [dzielnica Krakowa - przyp. MRW] wskutek tego trzęsienia spadł nocą na ziemię i wiele innych miejsc uległo zrujnowaniu wskutek trzęsienia ziemi. Trzęsienie to jednak było silniejsze na Węgrzech, gdzie rozpadło się nawet kilka zamków. Ale i sama gleba w Królestwie Polskim, zdaniem ludzi pospolitych, zaczęła być mniej płodna po trzęsieniu ziemi i przez wiele lat rodziła kąkol i niewidziane przedtem owoce, zwane po polsku śniecią [choroba kłosów zboża wywołana przez grzyb śnieć - przyp. MRW], zamiast czystej pszenicy. Wskutek wspomnianego trzęsienia uległa - jak pospolicie twierdzą - zepsuciu. Jana Długosza Roczniki czyli Kroniki Sławnego Królestwa Polskiego, księga jedenasta, PWN Warszawa 2009, str. 320. 10/3/2011 0 Comments Królewska wieczerza. "Król Władysław Jagiełło w drodze z Krakowa do Hrubieszowa zatrzymał się na kilka dni w Wiślicy. Dnia 25 sierpnia 1412 r. podejmował kolacją kopę gości. Na stół poszły dwa barany po 6 groszy, wół za 44 gr., 60 kur po pół gr., 4 kapłony po półtora grosza i 4 kaczki po groszu; 200 jaj po pół denara - razem 6 gr., 20 serów za 2 skojce, czyli 4 grosze; do pieczenia i smażenia zużyto 1 połeć słoniny za 16 groszy i 2 garnki masła po 4 gr.; mleka i śmietany zużyto za 5 gr. Żeby goście mogli to wszystko strawić, uraczono ich 5 achtelami, czyli 80 litrami, piwa za grzywnę i 22 grosze (grzywna - 48 groszy). Kolacja kosztowała 4 grzywny i 12 groszy (nie licząc drogich przypraw). Cieśla lub murarz zarabiał wtedy 4 gr dziennie, a pisarz miejski 150 gr miesięcznie" - M. Siuchniński, Sz. Kobyliński, Ilustrowana Kronika Polaków. Wydanie drugie., Warszawa 1971, str. 42 8/1/2011 0 Comments Zdarzyło się kiedyś w Wiślicy.Kiedy egzotyczne poselstwo zaproponowało Władysławowi Jagielle przejęcie kontroli nad Cyprem, pierwsza polska kolonia była na wyciągnięcie ręki. W marcu 1432 r. do Wiślicy dotarło liczące ponad 200 osób poselstwo od władcy Cypru Janusa z Lusignan. Cypryjczycy zwrócili się z prośbą o udzielenie im pożyczki na walkę z mamelukami. W zamian władcy Polski oferowano w zastaw Królestwo Cypru. Na czas spłaty pożyczki miał też dysponować 2 głosami z 3 w kwestiach dotyczących wyspy i otrzymywać dwie trzecie dochodów królestwa. Aby scementować porozumienie, król Janus poprosił, aby jego syn Jan poślubił córkę Jagiełły Jadwigę. Z ZIEMI CYPRYJSKIEJ DO POLSKI Szukając przyczyny przybycia cypryjskiej delegacji do Polski, musimy się cofnąć do 1365 r. i do zdobycia Aleksandrii przez krzyżowców króla Cypru Piotra I z Lusignan. Splądrowanie tej lewantyńskiej perły handlowej zapadło w pamięć kolejnym sułtanom Egiptu jako zniewaga. Oliwy do ognia dolewała flota korsarska, operująca z Cypru. W odpowiedzi na jej działalność w 1426 r. mamelucy dokonali inwazji na wyspę i wzięli jej króla do niewoli. Sułtan mameluków najpierw upokorzył Janusa, a potem zdobył się na akt łaski. Zawarł z władcą Cypru pokój i zgodził się go uwolnić. Wyspa została obłożona rocznym trybutem, zmuszona do uznania zwierzchnictwa sułtana (który oficjalnie został wicekrólem Cypru) oraz do zapłacenia ogromnego odszkodowania. Janus nie pogodził się z porażką. Rozesłał posłów do władców zachodniej Europy. Bezskutecznie. Wówczas w otoczeniu króla Cypru musiał się zrodzić pomysł wyekspediowania poselstwa do Polski. Pośród elit wyspy wciąż była żywa pamięć o królu Piotrze I z Lusignan, który podróżował po Europie. Spędził też kilkanaście dni na dworze Kazimierza Wielkiego. Polska nie była więc dla Cypryjczyków aż tak egzotycznym państwem, jak wynikało z odległości na mapie. Również sobór w Konstancji (1414–1418), poruszający wiele spraw międzynarodowych, mógł być miejscem spotkania członków delegacji polskiej z przedstawicielami króla Janusa. Cypryjskie poselstwo byłoby wtedy zapewne świadkiem polsko-krzyżackich zmagań dyplomatycznych i propagandowych. Z kolei w latach 1424–1425 Cypr odwiedził – przy okazji pielgrzymki do Ziemi Świętej – Eryk VII, urodzony w Darłowie król państw unii kalmarskiej (Dania, Norwegia, Szwecja). Prawdopodobnie podczas pobytu na wyspie przekazał królowi Janusowi informacje o Jagielle i o łączącym ich przymierzu. Janus w liście do władcy Polski, w którym polecał swoje poselstwo, powołał się na znajomość z Erykiem. W 1413 r. córka Jagiełły Jadwiga (wobec braku męskiego potomka króla) została uznana za dziedziczkę polskiej korony. Stała się w ten sposób przedmiotem matrymonialnych zabiegów europejskich władców. O rękę królewny bezskutecznie starał się dla swojego bratanka Bogusława wspomniany Eryk VII. Następnie w 1421 r. Jadwiga została zaręczona z synem elektora brandenburskiego Fryderykiem Hohenzollernem. Jednak kiedy na świat przyszedł syn Jagiełły Władysław (zwany później Warneńczykiem), młoda para utraciła prawa do tronu. Z planów małżeństwa zrezygnowano i Jadwiga była nadal wolna, a Janus właśnie szukał odpowiedniej kandydatki na żonę dla syna. Udany mariaż stworzyłby przeciwwagę dla roszczeń do tronu cypryjskiego, które wysuwali królowie Anglii, Niemiec, Andegawenowie sycylijscy i Aragończycy. Polskę jako potencjalnego sojusznika mógł wskazać niejaki Piotr z Bnina. Pochodził z rodziny Bnińskich, herbu Łodzia. Według różnych źródeł Piotr miał być kasztelanem gnieźnieńskim oraz poznańskim. Najprawdopodobniej pod koniec lat 20. XV w. odbył podróż po Bliskim Wschodzie i osiadł na jakiś czas na Cyprze. Dzięki swoim umiejętnościom i – jak podkreśla Jan Długosz – dowcipowi pozyskał względy króla Janusa. Przekonał go, aby prośbę o pomoc skierował do polskiego króla, który po zwycięstwie pod Grunwaldem w 1410 r. przeistoczył się w jednego z najpotężniejszych władców w Europie. Piotr został członkiem cypryjskiego poselstwa i zapewne pełnił funkcję przewodnika oraz tłumacza. Do spotkania posłów z Cypru z władcą Polski doszło w marcu 1432 r. w Wiślicy. Delegacja liczyła ponad 200 osób, a na jej czele stał tytularny marszałek Królestwa Jerozolimskiego Baldwin z Noris. Posłowie musieli wyruszyć z wyspy jesienią 1431 r. Zapewne zatrzymali się na Rodos, a potem przebyli Morze Czarne i dopłynęli do Białogrodu. Po wyokrętowaniu Cypryjczycy zakupili konie, potrzebne do pokonania dalszej trasy. Droga do Polski nie należała do najprzyjemniejszych: prowadziła przez Wołoszczyznę oraz Mołdawię, dziki i nieprzyjazny kraj. Posłowie sporo wycierpieli i tylko dzięki obawie Wołochów przed odwetem ze strony króla Polski uniknęli pogromu. CHCIAŁABYM, ALE NIE MOGĘ W Wiślicy delegacja została przyjęta z najwyższymi honorami. Marszałek Baldwin z Noris przekazał dary w imieniu swojego władcy. Pośród prezentów znajdowały się m.in.: sukno w różnych kolorach, drzewo aloesowe, pachnidła i – jak podaje Długosz – pewne pachnące gałązki, wydzielające miły opar. Jak się okazało, Cypryjczycy przybyli z niezwykłą prośbą: o udzielenie pożyczki w wysokości 200 tys. florenów. Dzięki temu kredytowi król Cypru zamierzał zaciągnąć wojsko i zmyć hańbę, jaką sprowadził na niego Egipt. W zamian król Janus oferował w zastaw całe królestwo, dopuszczał Jagiełłę do władzy na wyspie i do czerpania z niej dochodów. Zwieńczeniem porozumienia miał być ślub Jana, następcy Janusa, z córką Jagiełły Jadwigą. Na temat propozycji władcy Cypru król Polski odbył rozmowy z doradcami. Niestety, ówczesna sytuacja polityczna królestwa uniemożliwiała zarówno udzielenie pożyczki, jak i bezpośrednie zainteresowanie Jagiełły sprawami Cypru. Jak pisze Długosz, król Polski odparł, że bardzo chętnie udzieliłby wsparcia Janusowi – i to nie tylko wojskowego, ale i finansowego – gdyby tylko jego państwo nie sąsiadowało z Tatarami. Według Jagiełły byli oni najbardziej barbarzyńskim ze wszystkich narodów, jakie widział świat, i walka z nimi pochłaniała olbrzymie sumy. Polski król dodał też, że nie może oddać ręki córki synowi Janusa, gdyż ona... zmarła kilka miesięcy wcześniej (w grudniu 1431 r). Zaznaczył jednak, że gdyby żyła, to z pewnością zgodziłby się na tak znakomitą partię.Cypryjczycy opuścili Wiślicę z pewnością trochę zawiedzeni, ale za to obładowani licznymi darami od króla Polski. Tym razem zrezygnowali z krótszej i niebezpiecznej drogi przez Wołoszczyznę. Udali się w kierunku Wenecji i stamtąd wyprawili na Cypr. Zapewne nigdy nie dowiemy się, jakie nastroje towarzyszyły obradom Jagiełły i jego doradców. Kto był za przyjęciem propozycji Cypryjczyków, a kto oponował? Z pewnością Jagiełło nie mógł udzielić tak ogromnej pożyczki biorąc pod uwagę stan własnego skarbca. Nie mógł również podjąć dalekiej i niebezpiecznej wyprawy na Cypr ze względu na poważne problemy na Litwie, gdzie jego brat Świdrygiełło dążył do samodzielności i miał za sojuszników cesarza Zygmunta Luksemburskiego, Krzyżaków i Mołdawię. Król nie miał też innej córki, którą mógłby wydać za sukcesora tronu cypryjskiego. Jedno jest pewne: na ówczesne czasy propozycja Cypryjczyków była z punktu widzenia odległości obydwu krajów zupełnie nierealna. Stanowiła jednak dużą nobilitację dla władcy Polski, świadczącą o pozycji jego państwa. Co ciekawe, agenci Zakonu Krzyżackiego byli czujni i wizyta Cypryjczyków nie uszła ich uwadze. W maju 1432 r. prokurator krzyżacki z Rzymu doniósł wielkiemu mistrzowi, że Polacy zawarli przymierze z Królestwem Cypru. Król Janus z Lusignan nie doczekał powrotu poselstwa z Polski. Zmarł w czerwcu 1432 r. Nie udało mu się zrzucić zależności od mameluków. W kolejnych latach wyspa była wykorzystywana jako baza wypadowa dla floty egipskiej, atakującej siedzibę zakonu szpitalników na Rodos. Pamięć o wizycie w Polsce trwała również po śmierci Janusa. Poświadcza to list z sierpnia 1434 r., przesłany przez kardynała Cypru do króla Władysława Warneńczyka, w którym duchowny przekazywał kondolencje z powodu śmierci Jagiełły. Autor: Łukasz Burkiewicz; Mediewista. Specjalizuje się w historii Cypru i wypraw krzyżowych. Autor książki „Na styku chrześcijaństwa i islamu. Krucjaty i Cypr w latach 1191–1291. Źródło: Focus Historia. |